środa, 9 lipca 2008

Chorwacja - krótki wypad po kilku latach bez urlopu

















































25.06.2008-26.06.2008


Planowaliśmy wyjazd wstępnie na 25, 26.06 i w końcu od rana 25-tego uparcie dążyliśmy by jednak to było dziś wieczorkiem. Ustalona godzina wyjazdu 20.00 podyktowana porą usypiania naszgo synka 18-miesiecznego Mateuszka. Przeciągnęło sie jednak troszke,ale o 21.30 ruszylismy szczęsliwie z Wadowic. Cały czas miałem dylemat: którą trasą...?? Zadałem nawet zapytanie na forum www.cro.pl

na której granicy zakupie wieczorem walutę i padła odpowiedz ,że spokojnie na stacji benzynowej przed Zwardoniem.Już po ok 40km, niedaleko przed Żywcem dopadła nas potworna burza (na kilkanaście km prędkość spadła do 20km/h) waliło z nieba wodą i gałęziami drzew-dawno czegos takiego nie widziałem.Dotarlismy jednak bez przeszkód do owej stacji i pani wesoło zakomunikowała, że ojro po 3.65zł (w Wadowicach 3.43 ale w takim pospiechu sie zbieralim, że zakupic zapomnielim), szczena zabolała gruchając z wielkim hukiem o ladę, ale trzeźwości mnie nie zabrakło i poprosiłem tel. do szefa i przedstawiając sie z imienia ,nazwiska delikatnie opiern...łem i powołując sie na wcześniejszą współpracę (raz tam kupowałem chyba 5 lat wcześniej korony na wyprażany syr, którego mnie sie zachciało będąc raz w koniakowie po stringi ) zbiłem cenę na 3,50...;( Kupilim jednak tylko 300E bo dalej dużo to było. Potem powoli w lekkim deszczyku dotarlismy o 1.40 do Bratysławy. Tu CB się bardzo przydało bo dylematy z braku Słowackiej mapy mielim i wyprzedzając kolegę z krajowego TIRa dostalim szczegółową odpowiedz. Szybciutko znaleźlismy sie na słynnej dróżce 86 (wracałem nią pięć lat temu z CRO, ale na moto w (ehe, w moje słynne 9 godzin) z Biogradu i zupełnie nie pamiętałem szczegółów).I tu na świeżo uwaga do tych co piszą, że droga zła bo wąska i pełno TIRów :D:D:D.Nie piszcie koledzy i koleżanki bzdur bo droga wąska i zatłoczona to Zakopianka a tu spokojnie szeroko płasko, prosto i ilość ciężkich i lekkich aut spokojnie do przeżycia. Godzina 5.30 nie przekraczając praktycznie prędkości i jesteśmy na Chorwacji. Potem już tylko autostrada i stała prędkość 130-140 i o 13.00 Jesteśmy w Podgorze. Na autostradzie jedna przerwa 2h na ławkowe spanko i śniadanko i druga na tankowanko i kawkowanko.
Wjazd do Podgory i pełno chętnych do wynajęcia, jednak szukanie odpowiedniego potrwało prawie 2h bo ze względu na naszego małego "wariata" prawie ADHD nie dopuszczaliśmy schodów, pieter, czy niezabezpieczonych skarpek...:( W końcu znajdujemy za 45E i po krótkich targach właściciel godzi się na 40E. Rozpakowanko, obiadkowanko i popołudniowe plażowanko (beze mnie bo zgona zaliczyłem bez kieliszka rakiji). Wieczorkiem gospodyni (przefajna babka) poczęstowała nas pomarańczową rakijką i pyszną trawiasto-ziemniaczaną sałatką

27.06.2008
7.15 pobudka, Mati goni i wyrywa ogony dwum kotom w ogródku, zaduch od pierwszych godzin więc tylko LB (leżenie bykiem) na plaży. Wpierwszy dzień wybieramy tę zachodnią zacienioną do południa. 3godzinki plazowania z czego 2/3 w wodzie i potem Makarska u Banka coby abmien waluty zrobić i tu miłe zaskocenie i znów śmiech z wyśmiewców co koledze na cro.pl -na pytanie z jaką walutą na Chorwację -odpowiadali, ze najlepiej z rupiami czy konopiami indyjskimi (dokładnie nie pamiętam).Wszedłem do pierwszego lepszego i za 100zł dostałem 211kun co po przeliczeniu ojro 3.43 i 7.18 za ojro wyszło korzystniej niż biorąc z kraju unijną walutę. Potem juz tylko zakupki w konzumie i znów la plaż .:) aż do pierwszej burzy,która z resztą bokiem przeszła i ani szkód nie poczyniła ani powietrza świeższym nie zrobiła.Gospodyni,przed chwilą znów Mateuszkowi makaronik w sosie paprykowym zapodała, a nam cholernie słone sardele w oliwie widząc jak Lasko lager na promocji meczymy.


28.06.2008
W nocy polało jak cholera, obfite opady szkoda tylko, że 30sekundowe. 5.15 rano budzę sie wypoczęty, że mógłbym już po urlopie do domu wracać..;) po "opadach" śladów brak.
Poranny spacerek wśród sprzątających i czekających na autokary. Sądziłem,że uda mi sie coś fotoupolować lecz jedynie kilka klasycznych widoczków.Na chocby wyjazd na Biokowo rodzinka oporna i nie dziwię sie bardzo bo skwar z nieba a i powietrze ciężkie od wilgoci,że o małym choćby jego powiewie nie wspomnę.Tak więc poranna toaleta,śniadanie,plaża, południowa siesta, plaża, wieczorne cevapi wlasnorecznie grillowane, kilka Karlowacków i lulu...

29.06.2008
spanie do 8-mej i zapowiada się powtórka z dnia wczorajszego. Dokładna powtórka z 28-mego.Zastanawia mnie jedynie czemu po dwóch piwkach, jednej narańczowej rakijce i grillowanym mięsku człowiek zasypia w kilka sekund jak dziecko. W planach były prawie codzienne dyskoteki, knajpki i cowieczorne "spacerki", a tu skucha i o 22-23.00 smacznie chrapiemy. Chciałbym dodać że w ciągu dnia jedna dżemka na plaży i druga po przyjsciu...;(

30.06.2008
Dziś pewnie uczcimy ostatni dzień miesiąca i zalejem pałę (oczywiscie jeśli wcześniej nie zaśniem...;) ) rakiją dostną od gospodarza. znów powórka z wyjątkiem plażowania bo tam synek zasnął w wózku i plazowanie przeciągnęło sie do 15-tej. Kilka fotek dzidziusia w pełnym słonku (nie róbcie tak - tak nie przystoi- każdy fotoamator o tym wie) i powrót do apartmana gdzie gospodyni przywitała nas świeżo smażonymi sardelami (ponoć dalmatyński specjalitet )przepis: świeże sardele kupione pod Hotelem .... (kryptoreklamy nie będzie) dodajemy rozmaryn, czosnek, malo octu, szczypte cukru i szczypte soli koniecznie morskiej i smażymy owo na głebszym oleju po czym odkładamy na drugą patelnię - tu nie zrozumiałem czemu- i dostajemy gotowe od gospodyni i spożywamy zagryzając chlebkiem co raz mczonym w olejozalewie o mniam, mniam super czosnkowo-rozmarynowym smaku i lekko octowatym bukiecie...:D:D
Na plazy spotkalismy miłych ziomali z Wrocka i polecili zamiast Biokowa byśmy Omiś zwiedzili wiec może uda mi się dziś wyciągnąć reszte na małe conieco.

01.07.2008
Halina (teściowa) ma imieniny więc już dziś na 100-we jakaś pizza a przy okazji może cos obaczym..;).Poranny obowiązek plażowy, trochę pływanka, ale i niespodzianka... Mati w końcu po chyba godzinnym wodnym spacerze u mamy na rękach i oglądaniu lobali (robali czyli krabów) odważył się zanurzyć prawie po szyjkę..:) Po "domowym spagetti" z pudliszkowym sosem słodko kwaśnym wybylim w końcu do Omiśia. Tu niestety mniej miła dla oka niepodzianka wszelkie zabytki, w tym i piekny kosciół otoczone restauracyjnymi fotelami, krzesłami, ławami i innymi stolikami. Reklam i straganów tysiące.Nie mniej chyba też pwystawianych telewizorów z reklamami rafftingu Cetiną -tutejszej chyba największej atrakcji. Osobiście wolę chorwackie, malutkie ciche i przez dzień "wymarłe" miejscowości. Wszamanilim więc pizzę w jednej z wąskich uliczek, po których nasz 18-miesięczny syn zdrowo kalorii wypałił i wszelkie pety wysprzątał.

02.07.2008
Ostatni pełny dzień, może więc po południu to Biokowo oblecim.
No i niestety znów do 16-tej obowiązek plażowy, ale przy tym skwarze to tylko tutaj można spokojnie przetrzymać. Dodatkowo trochę tej słonej wody ubyło (wypili czy cuś...?? ) no i skały nieco nogom bliższe... tak bliższe, że mój malutki u nogi paluch spotkały, a tak spotkały, że i siny i chyba pęknięty został (uważać..!! bo to mało miłe uczucie). Jeszcze przed obiadkiem grillowym pani przyniasła rybną juchę. Mateusz połknął ze smakiem niestety my z zup rybnych to tylko rakiję..;). Po obiedzie nikt chętny na spacery górskie w temp. 37' C nie miał więc mimo pękniętego palca podjąłem decyzję o samotnej wspinaczce na Biokowo.W tym celu zabrałem: plecak z fotoaparat, chusteczki chigieniczne bo po wczorajszych bliskich spotkaniach z autoklimą mam nieziemski katar statyw, dokumenty i kluczyki i chajda na koń...;). Dojechałem do Starej Podgory gdzie miało być muzeum niestety zamkniete na cztery spusty, kociół nie zwiedzałem bo nawet szczerze mówiąc z auta ciężko mnie było przez palucha wyleźć. Widoczki jak zwykle piękne, warto popatrzec, a ciszaaa ino ptaki śpiewają i cykad już tu nie słychać. Wyłożyłem się relaksowo na skale i tak pół godzinki z szeroko "zamkniętymi" oczami bo gospodyni zmijami straszyła.Potem dalej do góry i dojeżdżam do bramy Parku Przyrody Biokowo - hurraaa 23 km do Św. Jury ( 1763mnpm bodajże ) i tu wtopa nie wziąłem porcfela, a 30kun trzeba za wjazda wyrzucić...;(. Wróciłem więc powoli zatrzymując się jeszcze kilka razy widokowo i foto-pstrykowo. Znów wieczorne posiedzonko przy "dwóch" kielonkach przepysznej narańcowej rakijce i spanko.

03.07.2008

Dzień w którym człowiek by wsiadł od razu po pobudce i jechał do domu, albo zmienił decyzję i został jeszcze tydzień...:). Ze wzgledu na Mateusza spanko i nie przeszkadzanie w jeżdzie wyjazd planujemy na 18tą. Teoretycznie do 10.00 mamy opuscic apartmani, ale gospodyni chętnie zgadza się przechować ważniejsze rzeczy u siebie do wieczorka, obiecuje zrobić nam obiadek i pyta co sobie życzymy (skromnie podziękowaliśmy ) to zrobi. Reszta rzeczy do auta i znów na plażę. Oczywiście plazowanko zaczynam od 200m do boi i z powrotem... Wracam sobie spokojnie do brzegu i widzę chusteczki higieniczne Rossmana - mysle sobie że i do nich Rossman dotarł aż dotarło do mnie, że to mnie z kieszonki się wysunęły...?? Wsuwam rękę i nagle....;( w głowie kłębią się tysiące mysli: co ja zrobiłem, co ja teraz zrobię, co ja powiem rodzince, co powiem młodym przecież w sobotę piątego lipca fotografuję ślub...!!! No nic chwyciłem szybko autokluczyk (z autoalarmem i immobilaizerem) coby go jeszcze nie zgubić i szybko do brzegu...!! Sprawdzam jeszcze -o ja głupek- czy po wcisnięciu dioda świeci - nie swieci... o qrna...!!
Scyzoryk, śrubka, otwieram i .... mokro w środku płytka zalana.. ło matko... co teraz...?? Drugi kluczyk został w kraju...:(. Czyszczę szybko chusteczkami higienicznymi (no nie tymi co w morzu pływały)do sucha skręcam i do auta. Po drodze spotykam naszego gospodarza łowiącego następnych turystów na nasze miejsce i pytam czy złowił - nie złowił czyli w razie jakby co to spać mamy gdzie. Radzi by w słodkiej wodzie przepłukać, zignorowałem tę radę, bo przypomniałem sobie jak kumpel, co to z komórkami robi, płukał mnie w jakimś elektrolicie moją nokię po kapieli w kibelku no i chyba nie robił tego by przykrą woń zabić...;). Podchodzę do auta (muszę dodać, że to najdluższe pół godziny w ostatnich latach) przyciskam raz i nic, drugi raz i nic ale wcześniej też tak się działo więc powtarzam jeszcze kilka razy i... Jest zamek się otworzył...!!! Teraz stacyjka...?? Przekręcam kluczyk i... uffff odpala od kopa. Zastanawiam się jeszcze czy sól nie zacznie działać jak kiedyś, kiedy to jeszcze młody synek byłem i przez Lwów do Opatiji jechalim i we Lwowie mama mnie zakupiła zegarek Wostok wodoszczelny do 50m... Po kapieli wtedy zobaczyłem ryskę na szkiełku a nie kojarzyłem żadnego uderzenia o dno. Po wuyjsciu okazało się, że ryska się rusza - był to poziom wody w zegarku...:D:D. Otworzyłem zegarek wydmuchałem i zostawiłem na słońcu.Po południu wszelkie trybiki,kółeczka i spręzynki były już brązowe jek te ślimaki podobne do kasztanów co ze skał w wodzie zwisają..:(. Nasz alarm z immobilaizerem jednak działał bezbłędnie.Po plaży znów pizzę nam się zachciało więc wzielim tę najwiekszą by się napakować na całą podróż. Gospodyni (naprawdę super babka)chciała podać nam jeszcze zupkę rybną i jakieś kukurydziane purie zrobiła ze sosikiem to tylko Mati zjadł, głodomor jeden (nazwa chyba od głodu morskiego po kąpielach i zabawach w morzu...;) ). Obdarowała nas brzoskwiniami, sliwami i miętą i innymi trawami do zasadzenia w ogródku, że o literku własnoręcznie tłoczonej miodzio- oliwy z pierwszego tłoczenia nie wspomnę...:D. Porzegnalim się czule i i o 18-tej w drogę.Jeszcze w Makarskiej tankowanie (pół godziny) i w drogę. Do autostrady poszło jak zwykle srednio 40 km/h ale potem już jak z płatka i ok 23-ciej po malym błądzeniu w Lendawie przekroczylim granicę z Madziarskiem. Znów droga 86. Przed nami zaczęło błyskać i zrobiśmy dobre 100km zanim dojechaliśmy do za burzonego rejonu. Odtąd deszcz "był z nami" jak moc do samych Wadowic.Po drodze koledzy trzema autami z rejestracjami chyba EPA czy cos podobnego jechali na dwa radyjka i porządnymi autami a widać było, że meczyli sie niemiłosiernie. Przez 15 minut wyprzedzali 3 TIRy mimo długich prostych. Słyszałem długo jeszcze czy ten ostatni (co bez radia jechał) dał radę czy nie...Myślę że 2 auta razem jadące i dwóch podobnie jeżdżących kierowników to optimum. Po drodze za Bratysławą jeszcze 30minut spanka, przed Cadcą TIR w chałupę wjechał więc znów godzinka w plecki i spokojnie w deszczu o 8.30 dotarlim szczęśliwie do domku.
CD nie będzie dorzucę jeszcze zdjęcia i w wolnej chwili ewentualne wnioski.
Specjalne podziękowania dla naszych kochanych gospodarzy: Dubrawy i Milivoja z ulicy Hvarskiej w Podgorze, a w szczególności dla naszego głównego sponsora ekspedycji, naszej kochanej tesciowej (i niech ma wszystkie zęby...:D:D ) Haliny z domu Mr...cz. Ponieważ wiele osób pyta, podaję na kwaterę NAMIARY.Mówię wam, zacni ludzie..:)


wtorek, 22 kwietnia 2008

RAJD KRAKOWSKI

Rajd Krakowski

11.04.2008 mimo zapalenia oskrzeli nie byłem w stanie sobie odmówić spotkania z kuzynem Grzesiem z Gorlic zapalonym kibicem rajdowym i jego przyjaciółmi oraz prawie całkiem bliskich spotkań ze sportem, który praktycznie każego faceta (i nie tylko..:) ) fascynuje i urzeka. Ponizej troszkę fotek niestety z małego fragmentu tej imprezki:

( po kliknięciu na zdjęcie otworzy sie większy obrazek)











z pamiętnika KIBICA...:D





















11.04.2008 mały wypadzik na kilka OS-ów Rajdu Krakowskiego: